Dolinki Podkrakowskie
Dolina Brzoskwinki
Poranne słońce zapowiadało wspaniały dzień. Czekało nas sporo jazdy w urozmaiconym krajobrazie podkrakowskich dolinek krasowych. Wpierw jednak postanawiamy rozprostować nogi podczas pieszej wędrówki wśród skałek Doliny Brzoskwinki. Nie widać ich dobrze z trasy rowerowej, gdyż przesłaniają je drzewa. Jeszcze z 40 lat temu podziwiano je w pełnej krasie. Teraz, gdy zabrakło pasących się owiec wszystko stopniowo porosło lasem. Obecnie między skałkami i drzewami prowadzi ścieżka edukacyjna, którą właśnie powędrowalismy..
Skałki w Dolinie Brzoskwinki
Po około godzinnej wędrówce wróciliśmy pod naszą wiatę, gdzie wypiliśmy cały zapas wody mineralnej. Wiedzieliśmy, że nieopodal w wiosce, uzupełnimy prowiant w sklepie. Zanim pojedziemy dalej, postanawiamy obejrzeć wywierzysko Brzoskwinki, do którego dotarliśmy jadąc kilkaset metrów na zachód główną ulicą Brzoskwini. Z powodu małych ostatnio opadów, woda spomiędzy skał ledwie się sączyła.
Teraz czeka nas ostry wjazd na Grzbiet Tenczyński. Nieco klucząc wśród pól mozolnie wspinamy się okolo 100 metrów. Jest coraz goręcej, więc z podwójną radością wjechalismy w mroczny las na grzbiecie.
Niemal po płaskim przejechaliśmy tym lasem kilka kilometrów na wschód, by po wyjeździe na polany rozpocząć wspaniały zjazd, aż na samo dno Rowu Krzeszowickiego. Nie obyło się bez użycia hamulców na kilku ostrzejszych ( dla mnie) zakrętach. Przez Zabierzów przejechaliśmy uważnie, gdyż po kilku dniach w “dziczy” odwykliśmy od miejskiego ruchu.
Rów Krzeszowicki
Za Zabierzowem trasa rowerowa poprowadziła po wale Rudawy, by potem wśród pól kluczyć słabo widoczną ścieżką aż do Bolechowic. Byłem tu jakieś 10 lat temu, więc pamiętałem dość dobrze uliczkę, po której całą szerokością płynął sobie potok. Może to raczej dnem potoku biegła brukowana uliczka?…Już się cieszyłem na przejazd rowerem wśród rozbryzgów wody. Jakież było moje rozczarowanie, gdy ujrzeliśmy pięknie wyasfaltowaną ulicę, a obok w dole płynący nowiutkim, wybetonowanym rowem, potok! Cóż- unijne dotacje robią swoje. 😀 Po chwili jednak ogarnia mnie zwątpienie- może to było w Kobylanach? Powraca nadzieja, przecież tam będziemy za jakąś godzinkę. Tymczasem, wzdłuż zarastającego strumyka, zmierzamy w kierunku słynnej Bramy Bolechowickiej.
Dolina Bolechowicka
Tuż przy wejściu zostawiamy rowery udając się na pieszy spacerek. Samą bramę stanowią dwie potężne skały wapienne ograniczające z obu stron wejście w głąb doliny. Podobna forma istnieje także w Dolinie Prądnika- Brama Krakowska.
Obserwujemy grupkę wspinającyh się skałołazów. Są na tyle wysoko, że nie rozumiemy co do siebie krzyczą. Dopiero po chwili uprzytamniamy sobie, że to sąsiedzi ze wschodu. Za bramą wąwóz nie jest zbyt ciekawy-wracamy po około stu metrach.
Rów Krzeszowicki
Jedziemy jak najkrótszą drogą w stronę Doliny Kobylańskiej. Pamiętam jakie przed laty wywarła na mnie “westernowe” wrażenie. Na trasie mijamy przykłady interesującego budownictwa willowego.
Dolina Kobylańska
Dnem wąwozu biegnie ścieżka rowerowa, więc wykorzystaliśmy ten skrót do Będkowic. Dolina nas nie zawiodła- skalne ściany wśród zieleni( a może odwrotnie?)wyłaniały się zza kolejnych zakrętów. Nie był to jednak aż tak “indiański” widok jak lata temu – roślinność na stokach przysłaniała nieco( widoczne kiedyś w pełnej krasie) skałki.
Ze względu na dużą popularność okolicznych skałek wśród wspinaczy, na polanie tuż za wejściem do doliny znajduje się miejsce biwakowe z wiatą.
Ścieżka rowerowa jest nadspodziewanie wygodna nawet dla mojego- bynajmniej nie górskiego – roweru. W Będkowicach zrobiliśmy przerwę na zakupy i picie. Sporo wypociliśmy na podjeździe.
Dolina Będkowska
Do Doliny Będkowskiej zjeżdżamy tak ciemnym wąwozem, że muszę hamować, bojąc się wpaść do jakiejś niewidocznej dziury.
Dolina Będkowska wita nas przepięknym potokiem szemrzącym wśród drzew, traw i skałek. Między nimi wyróżnia się Sokolica – najwyższa ściana skalna na całej Jurze. Wznosi się wysoko ponad pokrytym łąką dnem doliny i lasami porastającymi stoki. Widać ją już z daleka – imponująca, wapienna skała dominuje bielą nad okolicą, co sprawia silne wrażenie, zwłaszcza tak daleko od gór. Jej szczyt wznosi się ponad sto metrów nad dnem doliny! Same ściany osiągają 60 metrów wysokości.
Sokolica nad Doliną Będkowską
Na północnym krańcu polany pod Sokolicą znajduje się pole kempingowe, pokoje do wynajęcia oraz bar w Brandysówce – klimatycznym,legendarnym wśród wspinaczy, schronisku. Oni bowiem jeszcze niedawno stanowili główną część jej lokatorów, gdyż Sokolica słynie z dróg wspinaczkowych. Obecnie nocują tu także rowerzyści, turyści piesi i zmotoryzowani, bowiem można tu dojechać nawet samochodem. Co ważne dla niedzielnych rowerzystów ( dla których może to być zbyt daleko od Krakowa czy GOP– u na rowerowy dojazd) można w Brandysówce wynająć rowery. Cena od 10 zł za godzinę do 40 zł za dobę. Noclegi- około 30 zł w schronisku i 12 na polu kempingowym za osobę. ( ceny 2017 rok)Wspomnieć należy o umiarkowanie niskich cenach za wyżywienie.
My jednak, mając sporo czasu do wieczora, zmierzamy dalej w górę doliny.
Po drodze schodzimy nad sam potok, by obejrzeć tutejszy geomorfologiczny rarytas- wodospad Szum. Wysokość jego oceniana jest na około 4 metrów, jednak dość niewielki spadek sprawia wrażenie, że jest niższy. Niemniej jest to najwyższy wodospad na całej Wyżynie Krakowsko – Częstochowskiej.
Pozostało nam jeszcze obejrzenie miejsca gdzie rodzi się potok Będkówka, wzdłuż którego jedziemy już prawie godzinę. Kawałek drogi za wodospadem Szum, u podnóża lewego stoku wybija wydajne (50-150 l/s)i malownicze wywierzysko. Temperatura wody wynosi ponad 9 st. C, a więc w gorące dni można się orzeźwić.
Ostatnią atrakcją doliny jest Skała Łabajowa, którą znajdujemy po krótkim przejeździe przez las. Teren, na którym się znajduje jest co prawda prywatny, ale za zgodą właściciela wolno biwakować i wspinać się po ścianach. Słońce chyli się szybko ku zachodowi, toteż po zrobieniu paru fotek opromienionym blaskiem białym ścianom, ruszamy dalej ku Dolinie Prądnika.
Dolina Prądnika
Czeka nas przejazd przez drogę krajową Olkusz- Kraków, a potem…gubimy się wśród pól zwiedzeni zaznaczonym na jednej z map szlakiem “skrótowym” do Doliny Prądnika. Na poszukiwanie jego “dalszego ciągu” wśród krzaków i drzew tracimy ponad pół godziny, by wreszcie zdecydować się na jazdę malowniczą i krętą drogą sprowadzającą dość ostro na dno doliny. Ostatni, kręty odcinek jedziemy po kostce brukowej sprzed…jakichś stu lat! 😉 Lądujemy nieopodal Bramy Krakowskiej. Chcemy znaleźć biwak jeszcze przed zmrokiem, więc jej podziwianie zostawiamy na następny dzień. Mijamy “centrum” Ojcowa, później skręt w lewo, ostry podjazd z zakrętami i wreszcie widzimy kemping. Piękna, zielona polana zachęca do rozbicia namiotu, ale poszukiwania obsługi spełzy na niczym. Cóż począć- obozujemy za darmo! Wkoło – nikogo. Biwakową kolację urządzilismy przy ognisku. Niestety- lekki deszcz nieco nam popsuł imprezę. Z nadzieją, że jutro przywita nas słońce udajemy się na spoczynek.
Dodaj komentarz