Kwaczała
Rankiem wykorzystujemy znakomite warunki lokalowe, aby komfortowo zjeść smaczne śniadanie. Jest cieplutko i słonecznie, ale gdyby tak padał deszcz to prosty stół pod solidnym dachem jest bardzo przydatny.
Sprzed wielu lat pamiętam, że w wąwozach okolic Kwaczały znaleźć można skrzemieniałe fragmenty pni karbońskich drzew. Zjeżdżamy więc do najbliższego dołka.
Przyjemny asfalt szybko się skończył, gdy wjechaliśmy w boczną, polną drogę. W pobliżu skalnych ścian, zbudowanych z arkozy kwaczalskiej, pozostawiliśmy nasze rowery, by na dnie wąwozów nieco pogrzebać. Zejście na dno było dość karkołomne (karków jednak nie złamaliśmy).
W ciemnościach panujących na dnie wąwozu niczego- niestety- nie znaleźliśmy. W mojej kolekcji pozostaje więc, jako jedyny, okaz znaleziony tutaj przed ponad 20 laty.
Alwernia
Jedziemy dalej, wpierw trochę pod górę, aby potem dobrym, asfaltowym zjazdem dotrzeć do Regulic. Nie zatrzymujemy się tam, gdyż naszym przedpołudniowym celem jest Alwernia- małe miasteczko na szczycie pagórka, znane głównie dzięki klasztorowi Bernardynów.
Organy klasztorne. Alwernia
Rynek w Alwerni
Wart obejrzenia jest też rynek tego miasta, choć ze starych, drewnianych domów pozostały tylko pojedyncze. Dojechaliśmy niemal w samo skwarne południe, więc cień parkowych drzew skwapliwie wykorzystaliśmy do odpoczynku.
Tenczyn
Dalsza nasza trasa prowadziła do nieco zapomnianego jurajskiego skarbu- wielkiej fortecy zamku Tenczyn w Rudnie. Właściwie to ruin tego zamczyska.
Pokonawszy w żarze słonecznym autostradę po lokalnym wiadukcie, podziwialiśmy wpierw miejscową wiejską architekturę, aby potem stanąć przed zamkniętą bramą Tenczyna. Napisy w stylu: “Remont” i “Grozi kalectwem” skłoniły nas do okrążenia murów z zewnątrz i podziwiania monumentalnej budowli z oddali. Na tyle jednak bliskiej, że na zdjęciach widać co nieco.
Grojec
Spod zamku zjechaliśmy wąską, lokalną drogą przez wieś. Przyjemny był ten zjazd- na tyle wolny, by co nieco oglądać, na tyle szybki, by czuć wiatr, co w upale było przyjemnością. Szybko zjeżdżamy do drogi głównej, by za moment skręcić w prawo, w las. Lasem tym okrążyliśmy ruiny zamku dołem, od strony północnej, by zatrzymać się przy drogowskazie z mnóstwem mapek i znaków. Chcemy dostać się ponownie na południową stronę autostrady, ale inną drogą niż przyjechaliśmy.
Ruszyliśmy lasem, jednak chwilę błądząc, by wrócić pod zamek od strony wschodniej. Przejeżdżamy przez przysiółek Rudna i dość marnie wyglądającym wiaduktem przeskakujemy nad A4. W Grojcu uzupełniamy żywnościowe zapasy. Za wioską nasza trasa, klucząc między domostwami, doprowadza nas do nieco ukrytego rozjazdu. Tu tracimy czas, bo Robert wcześniej wyprzedziwszy mnie na podjeździe, gdzieś zniknął. W górę droga przysłonięta była cieniem drzew- nie widzę go. Zresztą winnismy skręcić w lewo, na polną drogę w las Orlej, gdyż tak prowadzi zielony szlak , którego się trzymamy od Rudna. Może pojechał dalej? Decyduję się czekać i machać rękoma – a nuż mnie zauważy? Po kilku minutach widzę jak zjeżdża drogą z górki- pojechał jednak za daleko. .
Orlej
Przez las jedzie się wspaniale- lekki chłodek- zupełnie nie czuć panującego na polach skwaru, a droga w sam raz dla roweru, no może nie dla typowo szosowego. Generalnie lekko w dół, choc czasem ciut pod górkę, innym razem ostry zjazd. Raz w lewo, raz w prawo. Nie nudzimy się. Las jest potężny, zwłaszcza jego ostatni dolinny odcinek stanowiacy rezerwat, wywarł na nas wrażenie zapomnianej dziczy…kilka kilometrów od ruchliwej autostrady.
Po kilkuset metrach wyjeżdżamy z lasu, by po chwili skręcając w lewo pod górę pożegnać dolinę potoku Rudno. Zamiarem naszym jest dalsza jazda szlakiem zielonym. Popełniam jednak błąd nawigacyjny nie zauważając niepozornej, odbijającej w zakrzaczony wąwozik, dróżki- to nią prowadził szlak. Pojechalismy pnąc się strono równiutką drogą asfaltową. Były momenty, gdy zsiadłszy z siodełka prowadziłem rower… Dopiero wyżej zauważyłem – Wielka Góra z masztem zamajaczyła nam gdzieś z lewej- mieliśmy ją mijać tuż obok. Nie żałujemy, gdyż trasa jest malownicza i świetna do jazdy. Mijamy Wrzosy i Piekło, by łagodnym zjazdem Drogą Skotnicką z przepięknymi widokami na wzgórza i doliny, wjechać do Rybnej.
Wąwóz Mnikowski
Jak to bywa- po wspaniałym zjeździe czeka nas długi podjazd. Słońce przypieka a my kręcimy, kręcimy i nadal mozolnie kręcimy jadąc przez wyciągniętą wieś. Wreszcie płaska wysoczyzna, którą prowadzi solidna droga – zmierzamy nią ku największej atrakcji tej okolicy- Wąwozu Mnikowskiego. Wpierw skręcamy do Zimnego Dołu- przy tej pogodzie nie było innej opcji. 😉 Jest to dość głęboki, krasowy wąwóz z interesującymi formacjami skalnymi na stokach i Zimnym Źrółem – obfitym wywierzyskiem. Znalazłszy się w nim stwierdzamy, że nazwa jest bardzo trafna- nawet jakbym lekko zmarzł…
Rezerwat Zimny Dół jest dobrze opisany na tablicach, a przez różnorodne skałki i półeczki prowadzi znakowana ścieżka. Niestety – rowery nie mają szans, więc zostawiamy je blisko źródła. Podziwiamy wielkie bluszcze, nawisy skalnne i pęknięcia w skałach tworzące nawet miniwąwozy.
Dolna część tego wąwozu jest zabudowana, więc na zjeździe trzeba uważać. Zimny Dół kończy się u wlotu do Doliny Sanki (albo zaczyna) wysoką skałą zwaną Łysiną.
Łysina u wylotu Zimnego Dołu
Jeszcze tylko kawałek jazdy asfaltową drogą i …wjeżdżamy do Wąwozu Mnikowskiego. To najbardzoej malowniczy, skalny odcinek doliny Sanki.
Oprócz potężnych, wapiennych ścian, uroku dolinie dodaje kaplica z obrazem Matki Boskiej. Nie jest to niestety oryginalny obraz Eljasza- Radzikowskiego, lecz jego niezbyt udana “ludowa” przeróbka. Niemniej zachęcam do przejazdu tą uroczą dolinką.
Cyrk z kapliczką i obrazem
Widok na otoczenie kapliczki
Dolina Brzoskwinki
Jest już późne popołudnie- czas dojechać do miejsca noclegu. Jeszcze tylko drobne zakupy w Mnikowie, przejazd tunelem pod A4 i parę kilometrów wzdłuż wioski Chrostnej, by głęboko w dolinie Brzoskwinki, w zacisznym zagospodarowanym turystycznie miejscu założyć biwak. Obawiając się burzy wpierw rozbjamy namiot, by korzystając z zadaszonej wiaty ze stołem długo przygotowywać i spożywać zasłużoną kolację. Rdzeniem posiłku była kiełbaska z ogniska. Wieczorem tą romantyczną doliną przejechał czasem rower, a jeszcze później przechodzą pary wzdychające do księżyca…
Biwak w Dolinie Brzoskwinki fot. Robert Kmieć
Dodaj komentarz