Culmea Mare
Wstałem o 5.40- zgodnie z wczorajszym planem. Tradycyjnie sporo czasu zajęło mi “dochodzenie do siebie”. Wczesnym rankiem bywam jakis taki niewyraźny. 😉 Na szczęście poranny chłodek przywrócił mi przytomność. Nie miałem jeszcze doświadczenia biwakowego, toteż kolejność porannych działań była dość przypadkowa. Wpierw przeniosłem namiot w miejsce nasłonecznione, aby wysechł z porannej rosy.Potem się umyłem, z kolei wybebeszyłem całą zawartość plecaka, aby ustalić w co się dziś ubrać, co schować głeboko, a co płytko, przede wszystkim – co by tu zjeść na śniadanko…
Choć szczerze to nie bardzo się było nad czym głowić- mogłem co najwyżej nieco zmodyfikować skład mojej paciaji. 😀 Gotowanie wody na herbatkę, a potem na mieszankę super-kaloryczną, na tej samej kuchence zajęło ponad pół godziny. Potem jeszcze odpowiednie na ranny chłodek ubranie, zejście do źródła na ablucje i pobranie zapasu wody, złożenie wysuszonego tymczasem namiotu, spakowanie go i reszty klamotów do plecaka. Jeszcze sesje fotograficzne – w tej akurat nie wziąłem udziału, gdyż oszczędzałem film w aparacie na “lepsze momenty”
Wydaje mi się, że jestem nawet szybki, ale…koledzy już od dłuższej chwili czekają gotowi do akcji. 😀
Wreszcie ruszamy- jest godzina 8.00, wtorek, 1 sierpnia 2006 roku. Idziemy grzbietem, więc szlak winien być ewidentny. Niestety, nam przyzwyczajonym do polskich szlaków brakuje wyraźnej ścieżki i oznaczeń szlaku. Sytuację komplikują boczne grzbiety, dróżki oraz dość gęsty las. Sprawdzoną wczoraj metodą rozchodzimy się i znajdujemy wyraźną scieżkę. Po chwili rozpoczyna sie dość ostre podejście lasem bukowym. Tak pokonujemy po raz pierwszy na tej wyrypie 1000 m n.p.m.
Poiana Cicilovete
Gdy wychodzimy z lasu na lekkim spłaszczeniu, po raz pierwszy czujemy się jak w “prawdziwych” górach. 😀 Przed nami rozległa, niemal połoninna polana. Podchodzimy jeszcze powyżej 1100 m n.p.m. łagodnym płajem, prowadzącym poniżej grzbietu po stromym, trawiastym wschodnim stoku. W dole widzimy głęboko wciętą dolinę rzeki Czernej. (Cerna). Uderza kontrast między stokami- prawy, czyli wschodni jest stromy, miejscami nawet przepaścisty, lewy natomiast ( zachodni) to łagodnie opadająca połonina, zarastająca-w pewnej odległości od linii grzbietu- bukami.
Mamy ochotę na “małe co nieco” połączone z podziwianiem widoków. Zamglone, ciężkie powietrze pozwala nam na zobaczenie tylko najbliższej okolicy, jednak góry Mehedinti z tej perspektywy wyglądają imponująco.
Poiana-Cicilovete-widok-na-Mehedinti
Było zbyt gorąco i wcześnie, aby jeść – popiliśmy więc wody i poczęliśmy focić. Przyjrzałem się jeszcze dokładniej skałom- marmury i dolomity z wapieniami.
Wreszcie ruszyliśmy płaskowyżem przed siebie- na północ, gdzie rysowała się sylwetka pierwszej “poważnej” góry – Arjany .
Po przejściu górskiej polany( stąd nazwa wzniesienia- Poiana…) weszliśmy w las. Tu kolejny raz ten sam problem- gdzie jest ścieżka?! Ani śladu. Na szczęście, spostrzegamy gęsto rozmieszczone na pniach znaki szlaku. Kierując się nimi schodzimy dość stromo przez wszędobylską tu buczynę. Pokonujemy jeszcze jedno wzniesienie – Virful Cicilovete– jak teraz mniemam i schodzimy dalej wyraźną drogą. Niestety, po wyjściu z lasu szlak ginie wśród plątaniny ścieżek, dróżek, polan i zadrzewień. Widzimy dokąd mamy iść, ale którędy? Tak na wprost się nie da, bowiem na przełęczy rozłożyły się zabudowania wioski.
Idziemy “na czuja” rozglądając się za dogodnym miejscem na popas- czas na obiad. 😀 W odpowiednim, zacisznym i zacienionym miejscu zrzucamy plecaki, wyciągamy kuchenki i wiktuały, gotujemy, jemy, gadamy itp.- tak spędzamy niemal trzy godziny wczesnym popołudniem. Arjana wyraźnie rysuje się nam przed oczami. Około 16- czas w drogę. Przechodzimy obok gospodarstwa z groźnym psem, gdzie znajdujemy ponownie znak szlaku – JEDEN. Zważywszy, że droga prowadzi poprzecznie do naszego celu- Arjany, zatrzymujemy się, aby na lekko poszukać dalszych znaków. Woda została zużyta podczas obiadu to przy okazji rozglądam się za źródłem. Rozmieszczenie domów i doliny wyraźnie wskazywało gdzie jest woda, toteż wkrótce znalazłem tryskający spod stoków góry czysty zdrój. Szlaku jednak nikt z nas nie znajduje. Postanawiamy nocować z tej strony Arjany. Drogą powędrowaliśmy w lewo, aby po kilkuset metrach skręcić na pokryte trawami południowe, łagodne stoki masywu Arjana. Tu znaleźlismy parę metrów niemal płaskiego podłoża. 😉
Nocujemy na tych małych, trawiastych plaforemkach, wiedząc, że gdzieś w pobliżu przebiega szlak- jutro go znajdziemy. Po kolacji śpimy w namiotach wśród hałasujących i obijających się o tropik owadów. Jest ciepło, tylko wiatr silniejszy niż poprzednimi nocami.
Zobacz galerię zdjęć z wyprawy
Podróże M&M
Wspaniała wyprawa! Podziwiamy 😉
Robert Smyka
To dopiero początek. Przed nami jeszcze ponad tydzień w Cernei i Godeanu i jeszcze kilka dni w Padiszu.